Zabawa
trwała w najlepsze.
Erza
siedziała przy barze, uśmiechając się do siebie pod nosem. Wesołe
śmiechy nieznanych jej ludzi i najbliższych przyjaciół dobrze na
nią działały. Z każdą chwilą poprawiało się też samopoczucie
Tytani. Chwyciła w
dłoń rurkę zanurzoną do połowy w drinku, po czym włożyła ją
między swoje pełne wargi. Po chwili poczuła słodko - gorzki smak
napoju.
Przymknęła
oczy, podpierając głowę ręką. Palcem prawej dłoni zaczęła
wybijać na blacie znany tylko sobie rytm. Poczuła, że ktoś ociera
się o jej ciało. Westchnęła cicho, wypychając językiem rurkę z
ust i przyglądając się osobie, która zakłóciła jej spokój,
kątem oka.
-
Czemu siedzisz tutaj taka sama, Erza? - zapytała kobieta,
uśmiechając się szeroko w stronę Tytani. -
Chodź potańczyć, patrz. - kiwnęła głową w stronę parkietu. -
Ludzie świetnie się bawią! Pójdziemy spróbować?
Scarlet
podniosła kąciki ust ku górze, kręcąc w swoim drinku rurką.
-
Może za chwilę, Lucy. Chcę jeszcze trochę tutaj posiedzieć, sama
- odpowiedziała, obracając głowę w stronę blondynki. Ostatnim
słowem dała Heartfilli do zrozumienia, że ma sobie pójść.
Lucy
posłała w stronę Erzy smutny uśmiech, a potem wstała.
- Nie
ma sprawy. Jak jednak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać.
- Lucy puściła w stronę Erzy oczko. - Ja wyciągnę Natsu na
parkiet.
Erza
odpowiedziała jej delikatnym uśmiechem, a potem dodała:
-
Dobra. Dziękuje.
Lucy
poklepała ją delikatnie po ramieniu, a potem kręcąc biodrami,
odeszła w stronę, gdzie zauważyła różowe włosy.
Erza
obróciła głowę w stronę baru. Lewą dłonią poprawiła kok na
swojej głowie, a potem pogładziła tą samą ręką fioletową
sukienkę. Po wykonaniu czynności położyła ją na blacie.
Westchnęła, ponownie upijając drinka. Jakoś nie potrafiła
odgonić od siebie dziwnego uczucia, które towarzyszyło jej odkąd
przyjechała z Natsu, Grayem, Lucy i Happym do kasyna. Przeczuwała,
że stanie się coś, co rozerwie na nowo rany w jej sercu.
Wypiła
cały napój. Parę szkarłatnych kosmyków wyleciało z koka
Scarlet. Zaczęła się nimi bawić, zwijając je i odwijając na
swoim palcu wskazującym. Nagle wszystko ucichło.
Rozejrzała
się dookoła. Ludzie zastygli w bezruchu. Śmiechy i muzyka
całkowicie zniknęły, pozostawiając po sobie dziwne uczucie
pustki. Erza jako jedyna swobodnie sie poruszała.
Zmarszczyła
brwi, a potem rozszerzyła gwałtownie oczy ze zdziwienia.
Wszyscy
ludzie obrócili się w jej stronę z szleńczymi uśmiechami na
twarzach, w rękach trzymali jeden i ten sam, złoty klucz. Po chwili
ich naczynka w białkach popękały, przez co zabarwiły się na
czerwono. Scarlet przełknęła cicho ślinę, próbując dociec, co
się dzieje z tymi wszystkimi ludźmi.
- Co
tu się do cholery dzieje...? - powiedziała, aktywując swoją
magię. W dłoni trzymała już miecz. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Po
policzkach każdego odwróconego w stronę Scarlet człowieka zaczęły
spływać krwawe łzy. Natychmiast upuścili klucze, po czym
przyłożyli dłonie do oczu i wykrzywili usta w grymasie bólu i
cierpienia. Ich głośne jęki zlały się w jedną melodię -
rozpacz i smutek. Upadli na kolana.
- Co
tu się do jasnej cholery wyprawia?! - krzyknęła Erza, rozglądając
się dookoła. Wyczuła w powietrzu coś dziwnego, przez co założyła
zbroję. Dzięki temu poczuła się bezpieczniej.
- To
twoja wina, to wszystko twoja wina... - Jęk ludzi przelał się w
ciąg słów, wypowiadanych w stronę Scarlet. Ta zastygła w
bezruchu.
Nie
mogła poruszyć swoim własnym ciałem. Momentalnie sparaliżował
ją strach. Była bardzo zaskoczona swoją reakcją, przecież ona,
Tytania, nie może tak
łatwo dać sobą manipulować.
-
Słyszysz, Erzo? To wszystko twoja wina.
Scarlet
zamarła. Przełknęła ślinę, a potem otworzyła szerzej usta i
oczy, kiedy zobaczyła osobę stojącą przed nią.
Granatowe,
postrzępione włosy zakrywały całe plecy i pupę dziewczyny.
Ciemnozielone oczy wpartywały się w Erzę. Smutek i rozczarowanie
biły od spojrzenia tej młodej kobiety w stornę maga Fairy
Tail. Erza zacisnęła uścisk słoni na
rękojeści miecza.
-
Vanessa? - wydusiła Scarlet, wpatrując się w nowo przybyłą z
niedowierzaniem.
-
Myślałaś, że od nas uciekniesz? - zapytała Vanessa, przybliżając
się do Erzy. Ta w odpowiedzi uniosła miecz przed siebie, dając tym
do zrozumienia dziewczynie, że ma się do niej nie zbliżać. -
Zostawiłaś nas wtedy, gdy byłaś najbardziej potrzebna, Erzo.
Wiesz, jaka czułam się bez ciebie samotna?
Erza
milczała, marszcząc brwi. Ludzie wokół niej jęczeli z bólu.
Próbowała wzrokiem odszukać swoich przyjaciół, ale nie potrafiła
ich dostrzec. Wyczuwała jednak, że są razem z nią w tym
pomieszczeniu.
-
Gdybyś nam pomogła, nie byłoby tyle ofiar. - Vanessa kontynuowała
swój monolog, zaciskając dłoń na swoich ciemnych spodenkach.
Popatrzyła na Erzę z wyrzutem, a kiedy pstryknęła palcem, wszyscy
ludzie zaczęli się rozpadać. - To wszystko twoja wina, Erzo. Tylko
i wyłącznie twoja wina.
Erza
zdusiła w sobie krzyk przerażenia, widząc tyle krwi, rozpadającego
się ciała i słysząc krzyki cierpiących.
-
Przestań...! - syknęła, podchodząc do Vanessy z uniesionym w
powietrzu mieczem. - Co ty do cholery wyprawiasz?!
- Oni
tylko ponoszą karę za ciebie, Erzo - odpowiedziała spokojnie
sprawczyni całego zamieszania, po czym uśmiechnęła się smutno. -
Ich zostawiłam sobie na koniec. Niech umierają w cierpieniu... A to
wszystko przez to, że uciekłaś od nas, droga Erzo.
Wskazała
dłonią na bliżej nieokreślony punkt. Erza czuła, że nie powinna
się odwracać. Jednak serce mówiło swoje, a mózg swoje. Wygrał
rozsądek, więc kiedy Scarlet odwróciła głowę w stronę, którą
wskazała jej Vanessa, wstrzymała oddech.
Zacisnęła
mocniej dłoń na rękojeści miecza, a potem przegryzła wargę do
krwi i krzyknęła:
- Nie
rób tego, Vanesso!
Ta w
odpowiedzi pstryknęła palcem, a serce Scarlet stanęło. Słysząc
pełne bólu wrzaski swoich najdroższych przyjaciół z gildii, po
policzkach Tytani zaczęły
spływać łzy wściekłości.
-
Zostaw moich przyjaciół w spokoju, do cholery! - Zamachnęła się
mieczem. Vanessa stała dalej w tej samej pozycji co wcześniej. Nie
uchyliła się, a ostra końcówka broni Erzy wbiła się głęboko w
jej ciało. Na twarz Królowej Wróżek
trysnęła jej krew. Scarlet znieruchomiała.
-
Nie, nie... - wydusiła z siebie, szybko wyciągając miecz z ciała
Vanessy. Ta upadła na kolana, dysząc i jęcząc z bólu. Erza
dostrzegła spływające po jej policzkach łzy, a jej serce pękło
drugi raz tego wieczoru. - Ja nie chciałam...
-
Teraz oni są twoimi przyjaciółmi, twoją rodziną?
- powiedziała Fernandes, ocierając oczy i
pociągając nosem. Scarlet stała jak wryta w ziemię, nie kryjąc
nawet swoich łez. - A kim ja dla ciebie teraz jestem? Kim my
dla ciebie jesteśmy? Już zdążyłaś o nas
zapomnieć?! Odpowiedz, Erzo! - Vanessa zapłakała, chwytając się
za obficie krwawiące ramię. Scarlet popatrzyła na swoich
cierpiących towarzyszy, ale nie mogła się ruszyć. Coś skutecznie
przygwoździło ją do ziemi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch.
Mogła tylko stać i patrzeć.
Z
drugiej strony nie mogła znieść myśli, że zraniła ją.
Dziewczynę, która była jej tak bliska.
- Ja
nie zapomniałam - odpowiedziała Scarlet, ocierając mokre policzka.
-
Gówno, a nie "Nie zapomniałam!" -
krzyknęła Vanessa, a grzywka opadła na jej oczy. Tatuaż na
policzku i czole błysnął. - Zostawiłaś nas! Mnie, Millianę,
Walliego, Simona, Shou i Jellala! Jesteś zwykłą egoistką!
- To
nie tak...
- A
jak?
Erza
umilkła. Zadrżała, czując na sobie spojrzenie Vanessy.
-
Skoro tak, to niech twoi przyjaciele cierpią.
-
Proszę, nie rób tego...!
-
Niech oni poczują ból, jaki ty zadałaś nam. Oni cierpią za
ciebie, Erzo.
-
Vanessa, skończ! - krzyknęła Erza.
Pstryk.
Erza zaczęła krzyczeć, widząc błagające spojrzenia swoich
najbliższych. Widok ich rozpadających się ciał wywołał u niej
odruch wymiotny, nową dawkę krzyku i potok łez. Vanessa zdawała
się nie słyszeć jej próśb i zrozpaczonego głosu.
A
potem wszystko zniknęło. Nie zostało nic. Nawet Vanessa rozpłynęła
się w powietrzu.
Erza
zakręciła się wokół własnej osi. Zaczęła nawoływać imiona
swoich przyjaciół, ale nie odniosło to skutku. Wszyscy zniknęli.
Słysząc
cichy śmiech, wzdrygnęła się. Upadła na kolana, a miecz obok
niej.
Kiedy
gdzieś wokół niej odezwał się głos Vanessy, zamarła.
-
Stanę się twoim najgorszym koszmarem, Erzo.
*
Obudziła
się z krzykiem, cała zalana potem. Przetarła mokre od płaczu oczy
i policzki, a potem rozejrzała się po pokoju. Poza światłem
księżyca wpadającym przez okno, w pokoju panował półmrok.
Zabrała kilka głębszych oddechów i położyła się z powrotem.
Szkarłatne kosmyki Erzy opadły na poduszce.
Zamknęła
oczy, przewracając się na drugi bok. Wtuliła się w kołdrę.
Tej
nocy Erza Scarlet nie zasnęła już ani razu.
Hej, miśki! <33
Zapewne zastanawiacie się, o co biega. Bardziej wtajemniczone osoby wiedzą, czemu ta rewolucja. Postanowiłam zacząć pisać tą historię od początku, bo:
1. Vanessa była Mary Sue.
2. Za bardzo opierałam się na fabule, więc nie była za bardzo zabawy ;_;
3. Van niby siostra Jellala, a nic o nich nie było. ;__;
4. Taki kaprys.
Myślę, że udało się wam dotrzeć aż tutaj i po drodze nie umarliście. XDDDD
Mam nadzieję, że zadowolę was tym... opowiadaniem. XD Będę się opierała na fabule z FT, ale więcej dorzucę od siebie.
Także, do następnego <33
Suu ♥