2.26.2015

Prolog


Zabawa trwała w najlepsze.
Erza siedziała przy barze, uśmiechając się do siebie pod nosem. Wesołe śmiechy nieznanych jej ludzi i najbliższych przyjaciół dobrze na nią działały. Z każdą chwilą poprawiało się też samopoczucie Tytani. Chwyciła w dłoń rurkę zanurzoną do połowy w drinku, po czym włożyła ją między swoje pełne wargi. Po chwili poczuła słodko - gorzki smak napoju.
Przymknęła oczy, podpierając głowę ręką. Palcem prawej dłoni zaczęła wybijać na blacie znany tylko sobie rytm. Poczuła, że ktoś ociera się o jej ciało. Westchnęła cicho, wypychając językiem rurkę z ust i przyglądając się osobie, która zakłóciła jej spokój, kątem oka.
- Czemu siedzisz tutaj taka sama, Erza? - zapytała kobieta, uśmiechając się szeroko w stronę Tytani. - Chodź potańczyć, patrz. - kiwnęła głową w stronę parkietu. - Ludzie świetnie się bawią! Pójdziemy spróbować?
Scarlet podniosła kąciki ust ku górze, kręcąc w swoim drinku rurką.
- Może za chwilę, Lucy. Chcę jeszcze trochę tutaj posiedzieć, sama - odpowiedziała, obracając głowę w stronę blondynki. Ostatnim słowem dała Heartfilli do zrozumienia, że ma sobie pójść.
Lucy posłała w stronę Erzy smutny uśmiech, a potem wstała.
- Nie ma sprawy. Jak jednak zmienisz zdanie, to wiesz, gdzie mnie szukać. - Lucy puściła w stronę Erzy oczko. - Ja wyciągnę Natsu na parkiet.
Erza odpowiedziała jej delikatnym uśmiechem, a potem dodała:
- Dobra. Dziękuje.
Lucy poklepała ją delikatnie po ramieniu, a potem kręcąc biodrami, odeszła w stronę, gdzie zauważyła różowe włosy.
Erza obróciła głowę w stronę baru. Lewą dłonią poprawiła kok na swojej głowie, a potem pogładziła tą samą ręką fioletową sukienkę. Po wykonaniu czynności położyła ją na blacie. Westchnęła, ponownie upijając drinka. Jakoś nie potrafiła odgonić od siebie dziwnego uczucia, które towarzyszyło jej odkąd przyjechała z Natsu, Grayem, Lucy i Happym do kasyna. Przeczuwała, że stanie się coś, co rozerwie na nowo rany w jej sercu.
Wypiła cały napój. Parę szkarłatnych kosmyków wyleciało z koka Scarlet. Zaczęła się nimi bawić, zwijając je i odwijając na swoim palcu wskazującym. Nagle wszystko ucichło.
Rozejrzała się dookoła. Ludzie zastygli w bezruchu. Śmiechy i muzyka całkowicie zniknęły, pozostawiając po sobie dziwne uczucie pustki. Erza jako jedyna swobodnie sie poruszała.
Zmarszczyła brwi, a potem rozszerzyła gwałtownie oczy ze zdziwienia.
Wszyscy ludzie obrócili się w jej stronę z szleńczymi uśmiechami na twarzach, w rękach trzymali jeden i ten sam, złoty klucz. Po chwili ich naczynka w białkach popękały, przez co zabarwiły się na czerwono. Scarlet przełknęła cicho ślinę, próbując dociec, co się dzieje z tymi wszystkimi ludźmi.
- Co tu się do cholery dzieje...? - powiedziała, aktywując swoją magię. W dłoni trzymała już miecz. Przezorny zawsze ubezpieczony.
Po policzkach każdego odwróconego w stronę Scarlet człowieka zaczęły spływać krwawe łzy. Natychmiast upuścili klucze, po czym przyłożyli dłonie do oczu i wykrzywili usta w grymasie bólu i cierpienia. Ich głośne jęki zlały się w jedną melodię - rozpacz i smutek. Upadli na kolana.
- Co tu się do jasnej cholery wyprawia?! - krzyknęła Erza, rozglądając się dookoła. Wyczuła w powietrzu coś dziwnego, przez co założyła zbroję. Dzięki temu poczuła się bezpieczniej.
- To twoja wina, to wszystko twoja wina... - Jęk ludzi przelał się w ciąg słów, wypowiadanych w stronę Scarlet. Ta zastygła w bezruchu.
Nie mogła poruszyć swoim własnym ciałem. Momentalnie sparaliżował ją strach. Była bardzo zaskoczona swoją reakcją, przecież ona, Tytania, nie może tak łatwo dać sobą manipulować.
- Słyszysz, Erzo? To wszystko twoja wina.
Scarlet zamarła. Przełknęła ślinę, a potem otworzyła szerzej usta i oczy, kiedy zobaczyła osobę stojącą przed nią.
Granatowe, postrzępione włosy zakrywały całe plecy i pupę dziewczyny. Ciemnozielone oczy wpartywały się w Erzę. Smutek i rozczarowanie biły od spojrzenia tej młodej kobiety w stornę maga Fairy Tail. Erza zacisnęła uścisk słoni na rękojeści miecza.
- Vanessa? - wydusiła Scarlet, wpatrując się w nowo przybyłą z niedowierzaniem.
- Myślałaś, że od nas uciekniesz? - zapytała Vanessa, przybliżając się do Erzy. Ta w odpowiedzi uniosła miecz przed siebie, dając tym do zrozumienia dziewczynie, że ma się do niej nie zbliżać. - Zostawiłaś nas wtedy, gdy byłaś najbardziej potrzebna, Erzo. Wiesz, jaka czułam się bez ciebie samotna?
Erza milczała, marszcząc brwi. Ludzie wokół niej jęczeli z bólu. Próbowała wzrokiem odszukać swoich przyjaciół, ale nie potrafiła ich dostrzec. Wyczuwała jednak, że są razem z nią w tym pomieszczeniu.
- Gdybyś nam pomogła, nie byłoby tyle ofiar. - Vanessa kontynuowała swój monolog, zaciskając dłoń na swoich ciemnych spodenkach. Popatrzyła na Erzę z wyrzutem, a kiedy pstryknęła palcem, wszyscy ludzie zaczęli się rozpadać. - To wszystko twoja wina, Erzo. Tylko i wyłącznie twoja wina.
Erza zdusiła w sobie krzyk przerażenia, widząc tyle krwi, rozpadającego się ciała i słysząc krzyki cierpiących.
- Przestań...! - syknęła, podchodząc do Vanessy z uniesionym w powietrzu mieczem. - Co ty do cholery wyprawiasz?!
- Oni tylko ponoszą karę za ciebie, Erzo - odpowiedziała spokojnie sprawczyni całego zamieszania, po czym uśmiechnęła się smutno. - Ich zostawiłam sobie na koniec. Niech umierają w cierpieniu... A to wszystko przez to, że uciekłaś od nas, droga Erzo.
Wskazała dłonią na bliżej nieokreślony punkt. Erza czuła, że nie powinna się odwracać. Jednak serce mówiło swoje, a mózg swoje. Wygrał rozsądek, więc kiedy Scarlet odwróciła głowę w stronę, którą wskazała jej Vanessa, wstrzymała oddech.
Zacisnęła mocniej dłoń na rękojeści miecza, a potem przegryzła wargę do krwi i krzyknęła:
- Nie rób tego, Vanesso!
Ta w odpowiedzi pstryknęła palcem, a serce Scarlet stanęło. Słysząc pełne bólu wrzaski swoich najdroższych przyjaciół z gildii, po policzkach Tytani zaczęły spływać łzy wściekłości.
- Zostaw moich przyjaciół w spokoju, do cholery! - Zamachnęła się mieczem. Vanessa stała dalej w tej samej pozycji co wcześniej. Nie uchyliła się, a ostra końcówka broni Erzy wbiła się głęboko w jej ciało. Na twarz Królowej Wróżek trysnęła jej krew. Scarlet znieruchomiała.
- Nie, nie... - wydusiła z siebie, szybko wyciągając miecz z ciała Vanessy. Ta upadła na kolana, dysząc i jęcząc z bólu. Erza dostrzegła spływające po jej policzkach łzy, a jej serce pękło drugi raz tego wieczoru. - Ja nie chciałam...
- Teraz oni są twoimi przyjaciółmi, twoją rodziną? - powiedziała Fernandes, ocierając oczy i pociągając nosem. Scarlet stała jak wryta w ziemię, nie kryjąc nawet swoich łez. - A kim ja dla ciebie teraz jestem? Kim my dla ciebie jesteśmy? Już zdążyłaś o nas zapomnieć?! Odpowiedz, Erzo! - Vanessa zapłakała, chwytając się za obficie krwawiące ramię. Scarlet popatrzyła na swoich cierpiących towarzyszy, ale nie mogła się ruszyć. Coś skutecznie przygwoździło ją do ziemi, uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Mogła tylko stać i patrzeć.
Z drugiej strony nie mogła znieść myśli, że zraniła ją. Dziewczynę, która była jej tak bliska.
- Ja nie zapomniałam - odpowiedziała Scarlet, ocierając mokre policzka.
- Gówno, a nie "Nie zapomniałam!" - krzyknęła Vanessa, a grzywka opadła na jej oczy. Tatuaż na policzku i czole błysnął. - Zostawiłaś nas! Mnie, Millianę, Walliego, Simona, Shou i Jellala! Jesteś zwykłą egoistką!
- To nie tak...
- A jak?
Erza umilkła. Zadrżała, czując na sobie spojrzenie Vanessy.
- Skoro tak, to niech twoi przyjaciele cierpią.
- Proszę, nie rób tego...!
- Niech oni poczują ból, jaki ty zadałaś nam. Oni cierpią za ciebie, Erzo.
- Vanessa, skończ! - krzyknęła Erza.
Pstryk.
Erza zaczęła krzyczeć, widząc błagające spojrzenia swoich najbliższych. Widok ich rozpadających się ciał wywołał u niej odruch wymiotny, nową dawkę krzyku i potok łez. Vanessa zdawała się nie słyszeć jej próśb i zrozpaczonego głosu.
A potem wszystko zniknęło. Nie zostało nic. Nawet Vanessa rozpłynęła się w powietrzu.
Erza zakręciła się wokół własnej osi. Zaczęła nawoływać imiona swoich przyjaciół, ale nie odniosło to skutku. Wszyscy zniknęli.
Słysząc cichy śmiech, wzdrygnęła się. Upadła na kolana, a miecz obok niej.
Kiedy gdzieś wokół niej odezwał się głos Vanessy, zamarła.
- Stanę się twoim najgorszym koszmarem, Erzo.

*

Obudziła się z krzykiem, cała zalana potem. Przetarła mokre od płaczu oczy i policzki, a potem rozejrzała się po pokoju. Poza światłem księżyca wpadającym przez okno, w pokoju panował półmrok. Zabrała kilka głębszych oddechów i położyła się z powrotem. Szkarłatne kosmyki Erzy opadły na poduszce.
Zamknęła oczy, przewracając się na drugi bok. Wtuliła się w kołdrę.
Tej nocy Erza Scarlet nie zasnęła już ani razu.



Hej, miśki! <33
Zapewne zastanawiacie się, o co biega. Bardziej wtajemniczone osoby wiedzą, czemu ta rewolucja. Postanowiłam zacząć pisać tą historię od początku, bo:
1. Vanessa była Mary Sue.
2. Za bardzo opierałam się na fabule, więc nie była za bardzo zabawy ;_;
3. Van niby siostra Jellala, a nic o nich nie było. ;__;
4. Taki kaprys.
 Myślę, że udało się wam dotrzeć aż tutaj i po drodze nie umarliście. XDDDD
Mam nadzieję, że zadowolę was tym... opowiadaniem. XD Będę się opierała na fabule z FT, ale więcej dorzucę od siebie. 

Także, do następnego <33

Suu ♥

Anaya zatracone-dusze